• Link został skopiowany

Mąż Urszuli Dudziak zostawił dla niej rodzinę. Była jedną z najgorętszych aktorek przed wybuchem stanu wojennego

Była jedną z najpiękniejszych polskich aktorek lat 80. Kamera ją kochała, a ona nie wahała się pokazywać przed nią swoich wdzięków. Jednak u szczytu popularności aktorka zdecydowała się na wyjazd do USA, gdzie spełniła swój amerykański sen. A jak dziś wygląda życie Liliany Głąbczyńskiej-Komorowskiej?
Liliana Głąbczyńska-Komorowska
AKPA

Kamera ją kochała. W latach 80. nazywano ją seksbombą, ponieważ nie bała się na potrzeby filmu odsłonić swoich wdzięków. Zagrała w popularnych produkcjach, takich jak "07 zgłoś się" czy "Kariera Nikodema Dyzmy", a także kilku świetnie przyjętych spektaklach. Ale właśnie wówczas, kiedy jej znakomicie zapowiadająca się kariera zaczęła nabierać rozpędu, wybuchł stan wojenny. Wówczas Liliana Głąbczyńska-Komorowska zdecydowała się na emigrację do USA. Powiedzieć, że za wielką wodą przyjęto ją ciepło, to mało. Młoda aktorka w Stanach nie tylko zrobiła karierę, ale też znalazła miłość. I to nie raz, bo jej trzy małżeństwa zakończyły się rozwodem. Ale Liliana Głąbczyńska-Komorowska nigdy nie zapomniała o ojczyźnie. W Kanadzie działała na rzecz promowania polskiej kultury, a dziś swoje życie dzieli pomiędzy dwa kontynenty, znów występując w rodzimych produkcjach. To jednak nie wszystko, bo Liliana Głąbczyńska-Komorowska w dojrzałym wieku znalazła też nową miłość.

Zobacz wideo Gałązka zdradza tajemnice

Aktorskie przeznaczenie

Urodzona 11 kwietnia 1959 roku w Gdańsku Liliana już jako mała dziewczynka śniła o aktorskiej karierze. Artystyczną żyłkę w genach przekazali jej rodzice - tancerze i choreografowie, Henryka Komorowska i Klaudiusz Głąbczyński.

To było moje marzenie, żeby zostać aktorką - dlatego, że wyrosłam w rodzinie artystycznej, także byłam wychowana w etosie pracy i w kulcie sztuki. Mama skończyła szkołę baletową Teatru Wielkiego i miała wielkie prognozy jako jedna z bardziej utalentowanych baletnic. Tato był tancerzem w operze bytomskiej - wspominała w wywiadzie dla "Dzień dobry TVN". - Miałam takie zeszyty, wycinałam sobie z "Ekranu" i "Filmu swoich ulubionych aktorów": Alain Delon, Sophia Loren,  i sobie myślałam: kurczę blade, może pewnego dnia? I się stało! - wspominała aktorka.

Liliana Głąbczyńska-Komorowska nie zastanawiała się więc długo nad wyborem studiów. Szybko okazało się, że po rodzicach odziedziczyła nie tylko pasję, ale i wielki talent. Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie ukończyła z wyróżnieniem w 1979 roku. Wkrótce potem Gustaw Holoubek, jeden z profesorów, zaprosił ją do zespołu Teatru Dramatycznego. Grała tam u boku Piotra Fronczewskiego, Zofii Rysiówny i Zbigniewa Zapasiewicza. Na ekranie pojawiła się po raz pierwszy w 1977 roku w filmie "Śmierć prezydenta" w epizodycznej roli siostrzenicy Gabriela Narutowicza. W telewizji z kolei zadebiutowała rolą Abigail w spektaklu "Czarownice z Salem" Arthura Millera w reż. Zygmunta Hubnera, prezentowanym w Teatrze Telewizji. Za występ otrzymała nagrodę Festiwalu Twórczości Telewizyjnej w Olsztynie, a sztuka do dziś uchodzi za jedną z najlepszych w historii Teatru Telewizji.

Wkrótce potem kariera młodej aktorki zaczęła nabierać rozpędu. Zaczęła występować też w filmach, m. in. u Janusza Majewskiego. "Jednych kamera lubi, innych nie lubi. Ją kochała" - podkreślał reżyser w "Dzień dobry TVN". Liliana Głąbczyńska-Komorowska pojawiła się też w "Karierze Nikodema Dyzmy" w roli hrabianki Czarskiej oraz w bijącym rekordy popularności serialu "07 zgłoś się". Zjawiskowa uroda młodej aktorki oraz fakt, że nie obawiała się rozebrać przed kamerą, sprawiły, że wkrótce zaczęto nazywać ją najpiękniejszą polską aktorką oraz seksbombą.

Liliana Głąbczyńska- Komorowska
Liliana Głąbczyńska- Komorowska AKPA

Niestety, świetnie zapowiadającą się karierę Liliany Głąbczyńskiej-Komorowskiej przerwał wybuch stanu wojennego. "Kiedy byłam już właściwie na szczycie i zaczynało się dużo rzeczy dziać, nagle ogłoszono stan wojenny, który zamknął nas wszystkich. Myślałam, że dla młodej aktorki, która potrzebuje pracy i spełniania się, nagle okazało się, że mam propozycję, by wyjechać. I wyjechałam do Nowego Jorku" - powiedziała w "DDTVN".

Amerykański sen

Wielu polskich aktorów i aktorek na przestrzeni lat próbowało swoich sił swoich sił w Hollywood. Udało się nielicznym. Jedną z tych, których amerykański sen się ziścił, jest Liliana Głąbczyńska-Komorowska. Choć nigdy nie udało jej się pozbyć polskiego akcentu, z tej przeszkody potrafiła uczynić swój atut. Pojawiała się najczęściej w rolach femme fatale z Europy Wschodniej. Grała w amerykańskich operach mydlanych, które przeżywały wówczas szczyt popularności. A także popularnych serialach, takich jak "Kojak" czy "Bill Crosby Show". Występowała u boku bardzo znanych dziś aktorów, takich jak Julianne Moore, Brad Pitt, Arnold Schwarzenegger czy Demi Moore.

Miałam 26 lat, chciałam zasmakować świata i los mnie wysłuchał. Czekałam, zanim dostałam paszport i zgodę na pracę amerykańskim filmie "War and Love", ale szczęśliwie dopięłam swego. Kiedy w grudniu 1982 roku stanęłam na nowojorskim lotnisku JFK, wiedziałam, że do Polski już nie wrócę. Ameryka była moim biletem do wolności! – wyznała aktorka na łamach tygodnika "Życie na gorąco".
Moje początki to czas wielkiej popularności oper mydlanych i moja twarz pojawiała się na okładkach gazet, rozpoznawano mnie na ulicy. Już wtedy byłam reprezentowana przez agenta, prawnika i osobę od PR (public relations - przyp.red.), jak każda gwiazda. W Polsce nikt o tym jeszcze nie słyszał - dodawała.

Za wielką wodą Liliana Głąbczyńska-Komorowska znalazła jednak nie tylko spełnienie w życiu zawodowym, ale i prywatnym. Do Ameryki aktorka wyjechała co prawda jako partnerka reżysera i producenta Jacka Eisnera. Para mieszkała w luksusowym apartamencie na Manhattanie. Ale po pewnym czasie kobieta poczuła, że uczucie się wypaliło. Postanowiła się wyprowadzić i zacząć życie na własną rękę. Wówczas jej wujek zadzwonił do Michała Urbaniaka, by pomógł Lilianie znaleźć jakieś lokum. Pomiędzy jazzmanem i aktorką natychmiast zaiskrzyło. Do tego stopnia, że Michał Urbaniak zostawił dla niej Urszulę Dudziak po 15 latach małżeństwa. W 1987 roku Michał Urbaniak poślubił Lilianę Głąbczyńską. Coś jednak poszło nie tak.

W Michale nie mogłam się na życie zakochać. On nie był do kochania, tylko do podziwiania. Jak Mozart. Wszystko mu się wybaczało - wspominała aktorka na łamach portalu Polki.pl.

Po siedmiu latach małżeństwa się rozwiedli. Wówczas poznała kanadyjskiego reżysera Christiana Duguaya. To z nim wzięła drugi ślub i doczekała się dwójki dzieci: córki Natalii i syna Sebastiana.

Chciałam bardzo rodziny, nie tylko kariery. I tak się stało, kiedy dostałam rolę w filmie "Scanners" (...). To był 15-letni związek. (...) Jak się zakochałam w kimś, kto był w tej samej branży, to postanowiliśmy, kto ma lepsze szanse, na tego stawiamy. On miał większe szanse jako reżyser niż ja jako aktorka, która jest już po 30. i która przede wszystkim bardzo chciała mieć rodzinę - podsumowała aktorka.

Niestety i to małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Po 15 latach mąż powiedział pani Lilianie, że poznał młodszą kobietę i zamierza odejść. Po rozwodzie z reżyserem Liliana Głąbczyńska-Komorowska ponownie wyszła za mąż, tym razem za Bernarda Poulina. Ale i trzecie małżeństwo się rozpadło.

Miłość i życie na dwóch kontynentach

Po trzecim rozwodzie Liliana Głąbczyńska-Komorowska straciła zaufanie do mężczyzn. Coraz bardziej dawała jej się też we znaki tęsknota za ojczyzną. Bo aktorka pomimo emigracji nigdy nie zapomniała o Polsce - w Kanadzie działała na rzecz rodzimej kultury. Od 2008 roku znów zaczęła też występować w rodzimych produkcjach. Lilianę Głąbczyńską-Komorowską mogliśmy oglądać m.in. w serialach takich jak "Teraz albo nigdy", "Na dobre i na złe", "Reguły gry" czy filmie "Ekscentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy". Ostatnio, w 2021 roku pojawiła się w serialu "Pajęczyna" w roli kapitan policji Ewy Wolańskiej.

Liliana Głąbczyńska- Komorowska
Liliana Głąbczyńska- Komorowska AKPA

Liliana Głąbczyńska-Komorowska dzieli dziś swoje życie pomiędzy dwa kontynenty. I choć to w Kanadzie znalazła kolejną miłość, jej ukochany - pan Ryszard - jest Polakiem. Para poznała się dzięki przyjaciółce pani Liliany.

Namówiła mnie, żebym się z kimś spotkała bez zobowiązań. Poznałam go w listopadzie 2019 roku w Kanadzie. Przyszedł na wystawę, którą organizowałam. (..) Zobaczyłam przystojnego dryblasa z niesamowitym spojrzeniem niebieskich oczu i pięknym uśmiechem. Od razu mnie zauroczył, a ja jego chyba też. W dodatku podczas wystawy portretu francuskiego malarza, na którą go zaprosiłam i gdzie sama kupiłam obraz Jeana-Paula Riopelle’a, zafascynował mnie swoją wiedzą o malarstwie - wspominała aktorka na łamach magazynu "Viva!".

Pan Ryszard oświadczył się Lilianie Głąbczyńskiej-Komorowskiej. Ale jak mówiła aktorka w "Dzień dobry TVN", choć partnera bardzo kocha, nie zamierza po raz czwarty stawać na ślubnym kobiercu.
"Po tych wszystkich perturbacjach i trzech małżeństwach postanowiłam, że będę już teraz w permanentnym narzeczeństwie. Jestem zakochana i to jest najpiękniejsze" - wyznała. Więcej zdjęć aktorki znajdziecie w naszej galerii na górze strony.

Więcej o: